piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 5 "Jak córka z ojcem."

Pov Cindy

Czy byłam zaskoczona? Byłam. Kto normalny po walce (po której wygląda ja siedem nieszczęść) chce iść na imprezę. Jaki normalny ojciec proponuje swojej piętnastoletniej  wyjście razem z nim do klubu? No mój. Tylko, że jest nienormalny.

-Nie mam ciuchów.- Wymyśliłam pierwszy lepszy argument, żeby nie iść, który w sumie był prawdą.
-Masz.- Podszedł do mnie i obrócił wokół mnie dookoła .- Ładnie tak wyglądasz tylko ubierz tą kurtkę co miałaś wczoraj.

I tak zostawił mnie samą w łazience. Jedynie usłyszałam dźwięk rozsuwanego zamka od torby zza drzwi. Nie byłam pozytywnie nastawiona do tego wyjścia.

Wytarła mokre dłonie w suchy ręcznik i wyszłam z łazienki. Na moje szczęście lub na nieszczęście tata stał pół nagi (miał ubrane tylko czarne spodnie) na środku pokoju. W jednej ręce trzymał czarną zwykłą koszulkę, a w drugiej taką samą tylko koloru białego. Patrzył raz na jedną raz na drugą całkowicie nie zwracając uwagi, że weszłam.

-Czarną.- Zachichotałam kiedy zobaczyłam wymalowane zdziwienie na twarzy ojca. On jednak tylko przytaknął głową zakładając na siebie koszulkę, którą mu doradziłam. Drugą złożył w idealna kosteczkę i włożył z powrotem do torby.

-Chodź.- Powiedział biorąc z komody kluczyki od samochodu. Jego ton głosu był oschły? Nie wiem. Na pewno nie taki jaki miał wcześniej.

Postanowiłam to jednak przemilczeć i łapiąc kurtkę i torebkę po drodze wyszłam z pokoju za szatynem.

Drogę spędziłam w dość niewygodnej pozycji. Wierciłam się na fotelu. Raz patrzyłam w przestrzeń przez okno pasażera, a raz przed siebie lub na swoje palce. Ciągle czułam palący wzrok ojca. Może to było tylko złudzenie, ale bałam się spojrzeć i upewnić.

Po piętnastu minutach jazdy przez Los Angeles dotarliśmy pod jeden z najgłośniejszych, największych i najbardziej świecących klubów jakie moje oczy miały okazje widzieć. Na sam widok tego budynku przeszedł mnie niesamowicie nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Basy odczuwałam jeszcze siedząc na skórzanych siedzeniach w aucie.

Do rzeczywistości przywrócił mnie dźwięk zamykanych drzwi. Miło z jego strony, że poczekał. Wyszłam przewieszając sobie przez ramie torebkę. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu taty, który mi naglę zniknął z pola widzenia.

Stał niedaleko od wejścia do klubu przywołując mnie gestem ręki. Podbiegłam do niego pośpiesznie. Jego szczęka była zaciśnięta co podkreślało jego kości policzkowe. Jego humor zmienia się częściej niż mi w czasie okresu, przysięgam.

Złapał mnie za dłoń przeplatając nasz palce. Popatrzyłam na niego zmieszana.

-Przecież muszą Cię jakoś wpuścić. Myślę, że to pomoże.- Popatrzył na mnie przelotnie i ruszył w stronę wejścia.

Faktycznie miał rację. Ochroniarze przy wejściu jedynie popatrzyli na nasze złączone dłonie i wpuścili mnie bez problemu.

Zaraz po tym jak nasze stopy przeszły przez próg klubu tak dłonie się rozstały i wisiały wzdłuż naszych ciał. Szatyn podszedł do baru nawet nie patrząc przez ramie czy za nim idę. Milusio.
Poszłam za nim, bo bałam się, że mi zginie, a w najgorszym wypadku on zginie, a mnie ktoś zgwałci.
Siedział na wysokim krześle przy barze czekając prawdopodobnie na swoje zamówienie. Zajęłam wolne miejsce obok niego.

-Coś się stało?- Zapytałam się taty niepewnie.

-Nic się nie stało.- Uśmiechnął się do mnie. Dam sobie nogę uciąć, że był to wymuszony uśmiech.- Czego się napijesz?

Nie będę drążyć tematu. Jak nie chce niech nie mówi.-Pomyślałam

- Obojętne mi to.- Wzruszyłam ramionami, a ojciec zawołał jednego z dwóch barmanów pracujących dzisiaj.

-Jeden lub dwa słabe. Nie pozwól jej się upić.- Włożył do kieszeni na marynarce blondyna za barem kilka dolarów, zsunął się z krzesła stając na proste nogi. Mój wzrok podążał za jego osoba do momentu kiedy nie wtopił się w tańczący tłum na środku.

No to go teoretycznie  w tym momencie zgubiłam ojca. Jeszcze brakuje czarnego scenariusza.
Odwróciłam się w stronę baru, a przede mną stał uśmiechnięty barman z moim drinkiem.
-Pokłóciliście się?.- Zapytał wycierając jedną z szklanek białą szmatką.- To się zdarza w związkach. Walni sobie drina i on sobie walnie i będzie po sprawie.

Zaśmiałam się na jego słowa.

-Nie jesteśmy razem.

-Jak to?- Zadał kolejne pytanie tym razem śmiejąc się.

-To mój ojciec.

-Twój ojciec?

-Tak.

-Cholera jest gorący.- Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.- Jestem gejem.

Jedynie zdążyłam przytaknąć głową, że rozumiem, a tajemniczego blondyna już nie było. Pobiegł przyjąć zamówienie od pary siedzącej po drugiej stronie baru.

Podparłam się łokciem i piłam swój napój. Był gorzkawy, palił w gardle. Jednak po kilki pociągnięciach rurką przyzwyczaiłam się do tego smaku, a z łyku na łyk był coraz to lepszy.

I tak mijały mi minuty lub może minęło dwie godziny. Wołałam blondyna o imieniu Jacob, prosiłam o kolejnego drinka, patrzyłam na dobrze bawiących się ludzi, przymulałam, szukałam wzrokiem ojca i tak w kółko.

Byłam wstawiona ewentualnie lekko pijana, ale mnie to nie interesowało. Mój ojciec ma mnie w dupie, a powinien mnie pilnować. Powinien pilnować i nie pokazywać jak dobry może być alkohol zrobiony przez cudowne dłonie Jacoba.

W pierwszej chwili kiedy poczułam zapach męskich perfum tuż niedaleko mnie stwierdziłam, że to jakieś omamy po procentach, które wypiłam. Jednak po chwili wszystkie moje stwierdzenia o omamach obalił męski głos.

-Czemu taka piękna dziewczyna siedzi tu sama?-Obróciłam się na krześle w prawo. Dzięki czemu mogłam zobaczyć chłopaka siedzącego obok mnie. W dłoni trzymał szklankę z (tak myślę) whisky. Był cholernie przystojny. Włosy czarne jak węgiel , a oczy prawie tego samego koloru. Jego twarz przyozdabiały pojedyncze pieprzyki. Najbardziej jednak podobały mi się jego usta. Takie piękne malinowe, duże.

-Ponieważ.- Powiedziałam bełkotem i podniosłam palec wskazujący do góry pokazując mu tym aby poczekał, ponieważ dopijałam do dna ostatnie krople pomarańczowego drinka.- Mój tatuś mnie tu zostawił, a moja dupa zaraz chyba będzie przypominać dętkę bez powietrza. Za długo tu już siedzę i na niego czekam.

Chłopak zachichotał. Oh jaki on jest uroczy.-Pomyślałam. Zszedł szybko z czerwonego skórzanego krzesła i stanął wprost mnie podając mi dłoń.

-Zapraszam do tańca piękną panią.- Jego oczy się świeciły, a język plątał się mu również jak mi.- Musimy zadbać o twoje cztery litery.

Kiedy oboje doszliśmy na środek parkietu chłopak o nieznanym mi imieniu złapał mnie za biodra przyciągając mnie tak, że mój tyłek był centralnie na jego przyrodzeniu. Normalnie jakbym była trzeźwa pewnie nawet bym z nim tu nie poszła. Tańczyliśmy dobre kilka piosenek. Uścisk chłopaka wzmacniał się a jego jęki stawały się coraz to głośniejsze kiedy kręciłam tyłkiem w rytm piosenki. Całował mój kark, szyje, a ja? Nadal nie zwracając na to uwagi bawiłam się w najlepsze.

Po piątej z kolei piosence czarnowłosy złapał mnie za rękę prowadząc przez tłum. Zdecydowanie był jednak w lepszym stanie niż ja. Skierował się w kierunku schodów. Weszliśmy na piętro gdzie znajdowały się na długim holu kanapy no i tylko kanapy. Niektóre były pozajmowane przez pary całujące się lub nawet osoby, które już praktycznie uprawiały seks na nich.

Chłopak pociągnął mnie do siebie następnie rzucił na jedną z kanap. Nim zdążyłam się podnieść na łokciach chłopak leżał na mnie wpijając się gwałtownie w moje usta. Z moich ust ucieka jęk kiedy jego dłoń ląduje na moim pośladku co wykorzystał. Wsadził swój język do moich ust zataczając kółka. Ja jedynie się przystosowałam i oddawałam z taką samą namiętnością pocałunek.

Pov Justin.

Wyszedłem z kabiny z jednej z męskich kibli w klubie zapinając po drodze rozporek. Blondynę zostawiłem. Niech sobie radzi. Ubierać jej nie muszę. Mogę ją ewentualnie jeszcze raz rozebrać.
Przeciskałem się przez setki ludzi na parkiecie aby dojść do baru gdzie powinna siedzieć moja córka. Kiedy doszedłem do miejsca jedynie co zobaczyłem to czarna torebka brunetki na ladzie. Rozejrzałem się dookoła. Nigdzie jej nie było.

Może poszła siku.- Pomyślałem

Czekałem już dobre pięć minut, a o Cindy ani słychu ani widu. Gestem ręki zawołałem kelnera, który mnie wcześniej obsłużył.

-Brunetka, niska, śliczna buźka, była tu ze mną wcześniej. Widziałeś ją?

-Cindy?-Oh widzę, że się już poznali.- Widziałem ją z jakimś chłopakiem. Chyba poszli tańczyć, ale to już dawno.

Krew w moich żyła z każdym jego słowem zaczynała coraz bardziej się zagotowywać. Dosłownie wrzałem. Ona tu do kurwy miała siedzieć! Tak trudno siedzieć na czterech ładnych literach?

Wstałem pośpiesznie łapiąc przy tym torebkę. Wszedłem na parkiet rozglądając się za długimi włosami Cindy. Dostałem zadyszki chodząc tam i z powrotem.

Wtedy mój wzrok padł na schody prowadzące na drugie piętro.

Moja ostatnia nadzieja, że mogę ją tam znaleźć.

Wbiegłem na górę praktycznie  zabijając się o swoje własne nogi. Ta dziewczyna mnie wykończy.
Widok jaki zobaczyłem przed sobą wkurwił mnie, a jednocześnie rozczarował. Cholernie rozczarował. Cindy leżała pod jakimś gościem, który całował jej szyje, a jego ręce wędrowały pod jej koszulką. Wyglądała na zadowoloną i też cholernie pijaną. Mimo, że jej za bardzo nie znam z czystym sercem mógłbym rzec, że nie zrobiłaby tego na trzeźwo.

Nie przedłużając podbiegłem jak najszybciej i zepchnąłem frajera z ciała Cindy przez co spadł na twardą ziemie obok kanapy i zaskomlał z bóli.

Cipka.

-Co ty tu robisz?- Westchnęła Cindy uśmiechając się. Była cholernie pijana. Jeszcze bardziej niż przepuszczałem.

-Nie wkurwiaj mnie.- Warknąłem w jej stronę.

Ukucnąłem przed ledwo żyjącą Cindy i jedną rękę włożyłem pod jej kolano, a drugą pod plecki. Uniosłem ją bez problemu. Była cholernie leciutka. Dziewczyna jedynie owinęła swoje małe rączki wokół mojej szyi i zamknęła oczy usypiając mimo głośnej muzyki.

-Oh, Cindy, ale z ciebie idiotka. Pogadamy sobie jutro. Jak córka z ojcem.- Westchnąłem kładąc ją na siedzenia z tyłu.

Pov. Cindy

Zimne powietrze zawładnęło moją stopą kiedy w półśnie wysunęłam ją spod ciepłej kołdry. Przeciągnęłam się na miękkim materacu, a moją głową zawładną niesamowity ból. Zawyłam i docisnęłam głowę mocniej do poduszki. Poczułam dobrze mi znany zapach MOJEJ pościeli wypranej w moim ulubionym płynie do płukania i proszku.

Właśnie zapach MOJEJ pościeli.

Otworzyłam gwałtownie oczy. Byłam we własnym pokoju. Ostatnią rzecz jaką pamiętam to pomarańczowy drink, który piłam i czarnowłosy chłopak, a nie powrót do domu.

Spojrzałam na zegarek – 12:38.

Ból w mojej głowy nasilał się z każdą sekundą, a ja myślałam, że mnie jasny szlag trafi. Jeżeli to jest to cholerstwo nazywane kacem to nie napije się już nigdy więcej.

Wyszłam spod kołdry biegnąc do okna zamknąć je. Zdecydowanie dzisiaj nie ma pogody jaką bym chciała żeby była. Wiatr mierzwiący korony drzew, kropiący deszcz z szarawych chmurek. 

Całkowity brak słońca.

Wyszłam ze swojego pokoju na misje poszukania jakieś tabletki.  Zeszłam powolnym krokiem na dół do dużej kuchni. Nigdzie nie spotkałam po drodze Justina. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Z jednej strony chciałam z nim pogadać. Jak to się w ogóle stało, że jesteśmy już w domu i dodając na marginesie czemu jestem rozebrana. Obudziłam się bez spodni, które były złożone i położone na krześle obok łóżka. Jednak z drugiej wolałam się nie dowiedzieć w jakich okolicznościach mnie znalazł.

Ibuprom i szklanka zimnej wody była moim zbawieniem. Ból już nie był tak denerwujący i nie chciał sprawiać już, że wolałabym umrzeć niż dłużej to znosić. Zaskoczyło mnie to, że nie wymiotowałam, tak ja robią to wszyscy w filmach czy tam serialach.

Leżałam w swoim łóżku oglądając odcinki Pamiętników Wampirów. Potrafiłam oglądać je godzinami. W dni wole kiedy miałam cały dzień dla siebie oglądałam to od rana do wieczora z małymi przerwami na siku. Podobała mi się miłość Stefana i Eleny. Była inna. Zakazana, a jednak tak mocna. Pojawił się Damon robiąc zamieszanie w jej sercu, jednak jej wciąż zdarzało się myśleć o Stefanie. O jej wielkiej, pierwszej miłości.

Wróciłam wspomnieniami do przedwczoraj kiedy w parku pocałował mnie Mike. To zdecydowanie nie powinno się wydarzyć. Nie jestem pewna swoich uczuć co do niego, a chciałabym.

 Jestem rozdarta.

W mojej klasie była taka cudowna para przyjaciół, która pewnego dnia do szkoły weszła z uśmiechami na ustach za ręce. Mówią, że miłość z przyjaźni jest wspaniała. Owszem jest, ale często ta miłość właśnie ją niszczy. Tak jak zniszczyła ich. Teraz są największymi wrogami. Ich przyjaźń została zakopana głęboka i zalana betonem. Już nie da się jej uratować.

Ja tak nie chce skończyć z Mikiem. Mam tylko jego. –Pomyślałam

Wręcz rzuciłam się w stronę telefonu, który leżał na szafce obok mojego łóżka.

Jeden sygnał, drugi, trzeci.

-Hej Cindy. Powiesz mi co się działo? Dzwoniłem ze sto…-Nie pozwoliłam mu dokończyć.

-Mike spotkajmy się w tej kawiarni obok kwieciarni pani Amy. Bądź za dwadzieścia minut.
***
Na wstępnie chciałabym Was przeprosić za brak rozdziału prawie przez dwa tygodnie, ale miałam problemy rodzinne i nie chciałam pisać kiedy miałam tysiąc innych rzeczy na głowie. Chyba sami wiecie jakby to wyszło. 
Przepraszam. Obiecuje, że rozdziały teraz będą pojawiać się regularnie, a czasem jednak będzie zależeć to od Was, tak jak teraz.
15 komentarzy= Nowy rozdział ! :D

btw. Zapraszam Was do zakładki "Informowani" xd
xxx

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 4 "Obietnica"

Justin pov.

Patrzyłem raz na bruneta, raz na Cindy, która nagle skamieniała i nie chciała się ruszyć z miejsca. Wpatrywała się w mojego przeciwnika tak przenikliwie, że aż zacząłem się martwić. Szturchnąłem ją raz, drugi i nic.

-Cindy, znasz tego gościa?- Krzyknąłem jej wręcz do ucha, ponieważ na nic innego nie reagowała. Pokiwała twierdząco głową. Odwróciłem swoją jakże piękną twarz w kierunku, w który wpatrywała się moja córka. Teraz także brunet patrzył się na nią. To było dziwne. Całą tą sytuacje przerwał głos  z głośnika.

-Proszę o zajęcie miejsc!- Nagle wszyscy ucichli, a kiedy usłyszeli moje imię i nazwisko zaczęli krzyczeć i bić brawa. No cóż byłem tu znany.- Justin Bieber!

-..i Drake Gold.- Tu jednak były cichsze brawa. No i znowu dowód na to, że jestem najlepszy.
Zostawiłem Cindy tam gdzie stała i podążyłem pewnym siebie krokiem w stronę ringu. Po drodze przybiłem kilka piątek. Czy już mogę zacząć rozdawać autografy?

Założyłem rękawice w kolorze czerwonym. Kiedy wszedłem na podest na którym ma się rozegrać walka przyjrzałem się dokładnie brunetowi. Będę się z nim po raz pierwszy bił, ale nie wygląda na silnego co pokazują jego nie za bardzo umięśnione barki i chude ręce.  Wygraną mam w kieszeni.-Pomyślałem.

Miedzy nami stanął sędzia. Dźwięk gwizdka rozpoczął rundę.

*

Remis. Nie wierze, że taki chudy ćwok może mieć aż tak dobrą technikę . Po prostu nie wierze. Musze to wygrać. Ostatnia runda.

Gwizdek sędziego.

Już ułamek sekundy później moja pięść wylądowała na szczęce bruneta. Chciał mi oddać lecz na to nie pozwoliłem. Zrobiłem unik.

Ha! Kto tu jest mistrzem?

Długo się nie cieszyłem, ponieważ wylądowałem na podłodze kiedy Drake zrobił mi kose. Moja twarz skierowała się w stronę gdzie stała Cindy. Wyglądała na przerażoną. Dłoń miała przy ustach, a ja przysięgam widziałem z kilku metrów, że ma łzy w oczach.

Odwróciłem głowę kiedy przeciwnik usiadł na mnie okrakiem. Dobra może jedna przegrana w życiu nie zrobi tragedii. Zamachnął się prosto na moją twarz dostałem, raz, drugi. Myślałem, że mi jedynki zaraz na spacer wyprowadzi mimo tego, że wcześniej założyłem ochraniacz na nie. Miałem wrażenie, że mam tyle siły co nic. Nawet palec wydawał się nie do podniesienia. Jednak zebrałem wszystkie siły w sobie (nawet zabrałem te od kutasa) i zamachnąłem się w twarz mężczyzny zanim mnie on uderzył. Stracił równowagę i runął na ziemie obok mnie.

Oh jakie to było łatwe!

Teraz była moja kolej na grzmocenie go po twarzy. Twarz miał we krwi swojej i mojej, która spływała wzdłuż mojej brody i skapywała prosto na jego (ohydną w porównaniu do mojej) mordę. Kiedy wymierzyłem już cios w jego nos sędzia odciągnął mnie od niego. Śmieć leżał i nie wstawał. Nie przejmowałem się nim. Teraz było ważne to ile ludzi bije mi brawa i wiwatuję kiedy sędzia podniósł moją rękę do góry co oznaczało jedno – znowu wygrałem.

Wygrałem również dziesięć tysięcy dolarów.

Popatrzyłem na Cindy. Tak samo przerażona i piękna jak wcześniej. Chyba powinienem za te katusze co tu jej zafundowałem kupić nową sukienkę czy coś.

Najlepiej taką czarną koronkową bieliznę w jakiej często chodzi po domu i wygląda…nie ważne.

Zeskoczyłem ze sceny na wprost brunetki. Nagle małe ramionka objęły mnie w pasie i przytuliły mnie do siebie. Nie skłamałem jej w domu, że nigdy się nie przytulałem. Zawsze myślałem, że to takie gówno dla zakochanych. Jednak mi też się to spodobało. Cholernie spodobało.

Jeszcze tak cholernie ładnie pachniała.

Odsunęła się ode mnie tak szybko jednak jak szybko wbiegła we mnie. Zamachnęła się i dostałem w już poobijany policzek. Zajebista córka. Czy tak się traktuję ojca? Zagotowało się we mnie. Teraz mnie nie obchodziło, że była moją córką.

- Za co to?!- Uniosłem się kiedy odeszła ode mnie na odległość jednego metra. Wyłapałem kilka nie potrzebnych par oczu, które się na nas patrzyło . Jak zobaczyli z jakim gniewem na nich patrzę od razu zajęli się swoimi sprawami. Ewentualnie palcami z zażenowania.

-Myślałam, że tam umrzesz!

-Rozumiem, że z tego powodu postanowiłaś mnie jeszcze dobić?

-Tak!- Krzyknęła wyrzucając ręce w powietrze. Kurwa znowu prawię od niej oberwałem.

Już miałem się odezwać i strzelić jakimś jakże zajebistym tekstem niczym moja osoba, ale podszedł do nas Drake. Wyglądał zabawnie z podbitym okiem rozciętą wargą i z siniakiem na policzku.

 Poczułem się strasznie dumny z siebie lecz przypomniałem sobie, że Cindy i ten koleś mają coś do siebie, albo to miłość od pierwszego wejrzenia.

Wole pierwszą opcje.

-Cindy?- Odezwał się pierwszy do mojej córki. Całkowicie mnie olewając.

-Drake?- Zdziwionym głosem także odpowiedziała Cindy.

Chłopak pokiwał twierdząco głową na „tak”, a dziewczyna od razu znalazła się w jego ramionach. Poczułem.. zazdrość? Przecież przed chwileczką jeszcze mnie przytulała.

Przysięgam  jak zobaczyłem, że ten typ zaczął ją głaskać po pleckach, a potem po jej włosach myślałem, że wybuchnę. Kim on myśli, że jest kurwa?
Odsunęła się od niego. Wypuściłem z siebie westchnięcie. Nareszcie!

-Wszystko okej? Nie masz nic złamane? Boli cię coś?- Zasypała go pytaniami o stan zdrowia, a kiedy ja znajdowałem się w tej samej sytuacji. Prawie z tak samo obitą mordą to mi jeszcze poprawiła i dała z liścia.

-Wszystko okej. Trochę boli.- Jak tylko trochę boli to poprawie nie ma sprawy.

Wtedy wzrok bruneta padł na mnie. Zmierzył mnie wzrokiem. Chciałbym dodać na marginesie, że wciąż trzymał moją córkę w swoich ramionach kiedy ona obejmowała swoimi malutkimi rączkami jego ohydną mordę.

Kim jest ten gościu do chuja pana?

-Cindy to twój chłopak?- Szczęka mi opadła kiedy zadał to pytanie młodej i jej najwidoczniej też.

-Nie, to mój tata.- Westchnęła. Aż tak złym ojcem jestem? Chyba muszę się poprawić.

Zmierzył mnie znowu tym swoim pogardliwym wzrokiem, a ja miałem już ochotę mu po raz kolejny przypierdolić.

-No cóż wasze relacje wyglądają na całkiem inne.- Osunął od siebie Cindy. Dzięki bogu. Mam nadzieję, że nie będzie nim śmierdzieć. Patrzył raz na mnie raz na nią.

-No cóż to masz coś z oczami jak widzisz jakieś „inne”, bo ona się do mnie przytuliła, a to ja bym mógł się zapytać jakie ty i moja córka macie relacje. Wyglądałeś jakbyś przytulał żonę po trzyletniej wojnie.- Tym razem ja się musiałem wtrącić. To w mojej pięknej naturze.

Chyba wpuścił moją uwagę do jednego ucha następnie szybko ją wypuścił drugim.

-Spróbuj położyć łapska na Cindy, a pożałujesz tego. Przysięgam.

-Za kogo ty mnie masz? To jest moja córka.

-Za chuja cię mam Bieber.- Przesadził. Już startowałem do niego, ale powstrzymała mnie mała dłoń Cindy, która spoczęła na mojej klatce piersiowej.- Obiecałem coś matce Cindy i zamierzam spełnić tą obietnicę.

-Jaką obietnicę?- Teraz wtrąciła się dziewczyna.

-Że będę się tobą opiekował Cindy do końca życia. Miałem cię znaleźć i pilnować żebyś była bezpieczna, ale jak najwidoczniej to ty mnie znalazłaś mała.- Pogłaskał ją po policzku, a ja się poczułem jakby mnie ktoś właśnie kopał po tyłku. Ja jestem jej ojcem i ja zamierzam jej zapewnić bezpieczeństwo.

- Z tego co wiem to JA jestem JEJ ojcem nie TY!- Uniosłem się. No podnosi mi gnój ciśnienie. Jeszcze mi zmarszczki wyskoczą, a to dopiero będzie katastrofa.- Idziemy Cindy. Pożegnaj się z kolegą.

Ruszyłem w stronę drzwi wcale nie czekając na brunetkę. Chwilę później już siedziałem w samochodzie. Nie chciało mi się przebierać. Zabrałem szybko od organizatora już przeliczoną sumkę pieniędzy i swoją torbę z ciuchami, które miałem wcześniej ubrane .

Do samochodu weszła Cindy. Trzasnęła drzwiami. Postanowiłem tego nie komentować. Księżniczka się obraziła.

*

Przez całą drogę do hotelu żadne z nas się nie odezwało. Odezwałbym się, ale bałem się, że zaraz Cindy pokaże pazurki i znowu mnie pobije. Ktoś tu chyba ma okres ( na pewno nie mam na myśli własnej córki).

Młoda przed budynkiem wręcz wyskoczyła z samochodu i pobiegła w stronę budynku. Mój wzrok poleciał instynktownie w jej stronę, a zatrzymał się na jej krągłych pośladkach. To nie moja wina, przysięgam. To jej, że z wiekiem wyładniała, a ta dupa to pewnie przez jakieś ćwiczenia.

Jezu musi być taka jędrna.

Tym razem sam sobie sam przywaliłem z otwartej dłoni.

Justin chłopie ogarnij się.

Zabrałem torbę i wszedłem do hotelu. Drzwi hotelowe były otwarte. Czyli Cindy miała kluczę. Kiedy ten mały gnojek wygrzebał go z mojej kieszeni?

W pokoju panował półmrok świeciła się jedynie lampka na szafce obok łóżka.

Zza drzwi wyszła brunetka podeszła do mnie i złapała za gumkę od moich spodenek. Ciągnęła mnie w kierunku łazienki. Nie powiem. Rozśmieszyło mnie to. Pomijając fakt, że to mi się skojarzyło z dość jednoznaczną sytuacją. Popchnęła mnie na zamknięty kibel. Nie odzywała się nadal.

Wzięła jeden z hotelowych ręczników i zamoczyła go w wodzie. Stanęła między moimi nogami i delikatnie zaczęła ścierać krew z moich ust. Nie sprawiało mi to bólu, więc siedziałem cicho i przyglądałem się poczynaniom piętnastolatki.

Kiedy Cindy zaczęła ścierać krew w okolicach rozciętej brwi złapałem ją za uda i posadziłem ją na swoich kolanach, a raczej bliżej swojego przyrodzenia. Z jej ust uciekł pisk, a z moich jęk rozkoszy.

-Tato!

-No co?

-Gówno 1:0

Obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Brunetka jednak zsunęła się lekko. Chyba zdawała sobie sprawę, że siedzi tam gdzie raczej nie powinna.

-Kim był ten facet ?

-Facetem mojej matki.

-Okej.-Więc nie mam o co się martwić. To nie jest żaden chłopak Cindy na szczęście.

Kiedy dziewczyna skończyła zeszła z moich kolan i poszła wypłukać ręcznik, a ja wpadłem na świetny pomysł.

-Młoda może pójdziemy do klubu?

***

Czytasz=Komentuj
To mnie motywuję :)

sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 3 "Przepraszam"

Pov. Cindy

Moja głowa regularnie unosiła się w górę i opadała w dół. Światło drażniło moje zamknięte oczy. Otworzyłam je niechętnie. Dostałam szoku kiedy zobaczyłam na czym się znajduje. Leżałam na własnym ojcu. Jego ręka wciąż mocno trzymała moją talie. Bałam się wykonać nawet najdelikatniejszy ruch. Nie wiedziałam czy jeszcze śpi, czy może po prostu leży.

Powoli podniosłam głowę z jego klatki piersiowej i przeniosłam wzrok na jego twarz. Na cholernie przystojną, a zarazem najsłodszą twarz na świecie. Oczy otoczone długimi ciemnymi rzęsami były zamknięte. Usta lekko rozchylone lecz jednak układały się do uśmiechu. Na głowie miał jeden wielki nieład. Co było mi wolno rzadko zobaczyć. Zawsze ma je idealnie ułożone.

Wzięłam jego dłoń w swoją. Cholera, mówiłam już jak bardzo mi się podobają jego dłonie? Nie ważne. Najdelikatniej jak mogłam i z resztą najwolniej jak mogłam przesunęłam ją na materac.
Z taką samą precyzją wyszłam z łózka. Moim ciałem natychmiast wstrząs mróz, którego teoretycznie nie było, ale ja go czułam. Tata dawał mi tyle ciepła co kaloryfer w najmroźniejszy dzień roku.  Wydawał się być tak gorący jak Jackob ze Zmierzchu.

Powędrowałam do swojej sportowej torby. Mimo, że szatyn spał czułam się skrępowana, że idę prawie z gołym tyłkiem przez cały pokój, więc nerwowo cały czas naciągałam swoją koszulkę coraz niżej.

 Spojrzałam przez okno. Słońce chowało się tuż za horyzontem. Niebo wyglądało pięknie przez co miałam ochotę wypuścić z siebie ciche „Wow”. Jednak  szybko sobie przypomniałam, że muszę być cicho, aby nie zbudzić ojca. Wyglądało jak morze. Przynajmniej ja to tak widziałam. Chmurki dosłownie rozpływały się na zaczerwienionym niebie.

Prawdopodobnie przespaliśmy cały dzień. Prawdopodobnie zmarnowaliśmy cały dzień. Ugh.

Zaczęłam odsuwać swoją torbę, ale jednak z obawy, że może to obudzić ojca wzięłam ją ze sobą do łazienki i dopiero tam ją otworzyłam.

Ubrana w jeansy z wysokim stanem, białą bokserkę i czarną rozsuwaną bluzę wyszłam z łazienki. Instynktownie zerknęłam na łóżko, a tam zostałam rozwalonego Justina. Był odkryty CAŁY. Kołdra leżała na ziemi. Szatyn mnie nie zauważył, ponieważ trzymał swój telefon przed twarzą, ale kiedy zamknęłam drzwi od razu wychylił się zza ekranu i swój wzrok skierował na mnie.

-Dzień dobry żabko.

-Żabko?- Zaśmiałam się kiedy usłyszałam jak do mnie mówi.

-No tak żabko.- cmoknął i zaczął się śmiać razem ze mną.

-To w takim razie - Dzień dobry ropucho !

-Jak do mnie powiedziałaś?!- „Warknął” na mnie, ale od razu się zaśmiał.

-Co? Ja? Nic.- Zaczęłam udawać głupią. Próbując nie zacząć się śmiać patrzyłam na sufit. Nagle coś, a raczej ktoś (wcale nie wiem kto) podniósł mnie i przerzucił przez swoje ramie. Zaczęłam piszczeć, kopać nogami i nic.

-Przeproś to cię puszczę.

-Chyba śnisz!- Krzyknęłam przez śmiech.

-Wcale nie śnie.- Zapiszczałam kiedy dłoń mężczyzny spotkała mój pośladek. Plask rozszedł się po całym pomieszczeniu na co się zaśmiał.-Ale siadło. Jak tam pierwsze lanie od tatusia?

-Tato postaw mnie do cholery!

-Nie.

-Tak.

-Nie.

-Tak!

-Dobra, ale najpierw mnie przeproś.

-Nie ma mowy.- Kiedy tylko wypowiedziałam te słowa poczułam kolejne uderzenie. Tym razem w drugi pośladek.- TAAATO !

-Przeproś.-Powiedział stanowczo zaciskając mocniej moje nogi, którymi swoją drogą nadal próbowałam go nieudolnie kopnąć. Cholera miał dużo siły.

-Przepraszam dobra? Teraz mnie puść!- Wraz ze słowami uderzyłam go w ramach rekompensaty w  jego pośladki. – A masz ropucho !

-Nie jestem ropuchą.- Wystawił do mnie język. Tak bardzo wygląda i zachowuje się na swój wiek. Zaraz, zaraz. Ja nawet nie miałam okazji dowiedzieć się ile on ma lat.-Jestem najprzystojniejszym mężczyzną w stanach.

-Chciałbyś.-Prychnęłam na jego słowa. Usiadłam na łóżku kiedy mężczyzna zwany moim ojcem oglądał się w lustrze. Zapatrzony w siebie dupek.- A tak w ogóle to ile masz lat? Nigdy nie miałam okazji poznać własnego ojca.

-Dwadzieścia dziewięć stara dupa ze mnie co?- Zaśmiał się wyciągając sobie ciuchy. Nareszcie.

-No tak trochę, ale jak na ojca piętnastolatki dosyć młody.

-Czekaj.-Odwrócił się do mnie przodem, a mój wzrok niechcący padł na jego przyrodzenie. Od razu wzrok wrócił na jego twarz, a ja się modliłam, aby moja twarz nie zrobiła się czasem czerwona.- Ty masz piętnaście lat?

Fajnie, że wiesz ile mam lat.

-Tak, miło z twojej strony, że pamiętasz kiedy mnie zrobiłeś.

-Po prostu wyglądasz na starszą.

-Tak się teraz tłumacz.-Pokazałam mu język, a on mi środkowy palec. Poważnie?

Odchrząknął i spojrzał na zegarek na ścianie.

-Zbieraj się. Biorę prysznic i wychodzimy.

-Gdzie?

-Dowiesz się na miejscu.

*
Weszłam do samochodu ojca zapinając pasy. Bezpieczeństwo to podstawa. Zajmowałam miejsce pasażera, a szatyn miejsce kierowcy. Nie odzywaliśmy się do siebie jechaliśmy w ciszy. Jedynym dźwiękiem była piosenka Taylor Swift, która dodając na marginesie bardzo mi się podobała. Zerkałam co jakiś czas w stronę taty. Miał mocno zaciśnięte ręce na kierownicy, wypalił w pięć minut dwa papierosy, wzdychał regularnie co trzydzieści sekund. Zdecydowanie był czymś zdenerwowany.

-Czym się tak denerwujesz?

-Niczym.

-Przecież widzę.- Powiedziałam smutno.

-Jedyne czym się teraz kurwa denerwuje to tym, że do mnie gadasz!- Wyrzucił na jednym wdechu. Zamurowało mnie. Czułam się jakby ktoś mnie podduszał. Zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Nie wiedziałam jak mam się teraz zachować, więc odwróciłam się i oparłam głowę o szybę. Dłonie schowałam między uda.

Nagle dłoń szatyna odnalazła drogę na moje kolano. Zdziwiona jego poczynaniom jedynie przyglądałam się. Kiedy dotarł do miejsca, w którym są moje dłonie złapał jedną.-Przepraszam.- Splótł nasze palce razem.-Nie chciałem na ciebie krzyczeć.

Byłam zaskoczona tym gestem. Popatrzyłam się na tatę. Jego wzrok był skupiony na drodze, ale kiedy poczuł mój wzrok na sobie odwrócił się twarzą do mnie, a ja jedynie się do niego uśmiechnęłam. Odwzajemnił gest pokazując rząd swoich śnieżnobiałych, prostych zębów.

Resztę drogi spędziliśmy w komfortowej ciszy. Nasze palce wciąż były razem splecione, a Justin delikatnie głaskał wierzch mojej dłoni swoim kciukiem. Po piętnastu minutach zatrzymaliśmy się pod sporym budynkiem.

Wyszłam z auta, a do moich uszu natychmiast doszedł dźwięk muzyki i basu.

-Serio musiałeś przyjechać do Los Angeles żeby pójść do jakiegoś klubu?!- Wyrzuciłam ręce w powietrze. Budynek nie wyglądał za rewelacyjnie.

-To nie klub. Spokojnie kochanie.- Podszedł do mnie i podał mi swoją kurtkę. Chętnie ją założyłam. Było już późno, a na dworze zrobiło się zimniej niż przepuszczałam.- Tu odbywają się walki.- Odwróciłam się tak żebyśmy byli naprzeciwko siebie. Zaciekawił mnie tym co mówił.- Właśnie dzisiaj ja też będę tu brał udział.- Założył kosmyk moich włosów za ucho.- Tak zarabiam pieniądze na twoją i moją dupę.

Byłam lekko przerażona kiedy wyobraziłam sobie tatę okładającego jakiegoś faceta pięściami. Lub na odwrót. Jakiegoś faceta, który okłada mojego ojca pięściami.

-Ale nie martw się nic mojej przystojnej twarzy się nie stanie.- Powiedział jakby mi czytał w myślach.

-Nie martwię się.- Martwię, ale nie ważne.

Weszliśmy tylnymi, dużymi drzwiami. Szliśmy korytarzem, w którym świeciło się dwie małe żarówki na krzyż. Trzecia gdzieś w oddali migała.

Doszliśmy do pomalowanych na czerwono drzwi. Justin otworzył i przepuścił mnie. Ah jaki dżentelmen. W pomieszczeniu było kilku mężczyzn. Może było ich sześciu. Dwóch było bez koszulki co przyciągnęło moją uwagę natychmiast. Lubię wyrzeźbionych chłopaków.

-No widzę Bieber, że nowa laseczka.- Odezwał się jeden wywołując śmiech u pozostałych.

-Zamknij się.- Warknął w stronę bruneta Justin.

Szatyn złapał mnie za dłoń prowadząc na ławkę pod ścianą. Bez słowa siedziałam i przyglądałam się ruchom mężczyzny, który się rozbierał. Czego mój ojciec musi mieć taki kaloryfer i bicepsy? 
Wolałabym chyba gdyby wyglądał jak inni ojcowie. Bojler, wąs, łysina.Wzrok zdecydowanie także przyciągały jego liczne tatuaże. Miał ich z setkę!

Kiedy był już ubrany w jedynie czerwone spodenki podał mi dłoń, a ja ją złapałam. Po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk gwizdania.

-Spierdalać!- Tym razem ja odwróciłam się w ich stronę i warknęłam.
Na moje policzki wpełzł rumieniec. Czułam się dziwnie kiedy przeklinałam. To nie dla mnie. Spojrzałam na Justina, który jedynie się uśmiechał. Myślałam, że jako ojciec zwróci mi uwagę żebym nie przeklinała czy coś.

Wyprzedziłam tatę i otworzyłam drzwi kiedy jego dłoń już wędrowała na klamkę. Weszliśmy razem za ręce do dużego pomieszczenia. Na środku stał ring wokół niego mnóstwo ludzi, ale mój wzrok był jedynie skupiony na jednej osobie.

 Na osobie, z którą mój tata ma się zmierzyć. Stał już gotowy na ringu z uśmieszkiem, z uśmieszkiem za którym szalała moja matka.

***

 Komentujesz=Motywujesz:)



Amelia xx



wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział 2 "Za bardzo słodzi"

Pov. Justin.

Kiedy wybiła godzina pierwsza na zegarze w kuchni wyszedłem z domu. Pozwoliłem Cindy jechać ze mną, ale na miłość boską ile się można szykować? Zniecierpliwiony wszedłem do samochodu. Dla zabicia czasu postanowiłem zapalić.

Po pięciu minutach brunetka zaszczyciła mnie swoją obecności. Weszła do samochodu rzucając sportową torbę na tylne siedzenia. Była ubrana w czarne skórzane rurki, jakąś taką bluzkę co jej brzuch odkrywał. Dziewczyny jakoś nazywają to chyba, ale ja na takie gówna nie mam głowy. Do tego wszystkiego ubrała kurtkę w wzór moro i czarne conversy. Wyglądała cholernie dobrze. Nie powinienem tak uważać, ale jestem tylko facetem.

- Tak właściwie.- Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.- To po co tam jedziemy?

- Dowiesz się na miejscu.

-Em okej?-Wyprostowała się i oparła na fotelu.- A co ze szkołą? Jutro jest piątek. W piątki się chodzi do szkoły.

Cholera. Całkiem zapomniałem, że ona nie skończyła tego gówna jeszcze.

- Usprawiedliwię cię czy coś.- Wymamrotałem wyjeżdżając na autostradę.

Cindy już się nie odzywała. Jedynym dźwiękiem w samochodzie była piosenka z radia. Kiedy na nią spojrzałem zobaczyłem  coś co mógłbym nazwać po raz pierwszy słodkim. Brunetka oparta głową o drzwi samochodu. Oddychała spokojnie przez uchylone wargi. Oczka miała zamknięte. Spała. Wyglądała jak mały aniołek. Choć nigdy nie wierzyłem w anioły.

Zatrzymałem się na poboczu. Wyszedłem z auta najciszej jak tylko potrafiłem i wyciągnąłem z bagażnika zielony koc. Okryłem nim małolatę żeby nie było jej zimno i ruszyłem dalej w stronę Los Angeles.

Pov Cindy.

-Cindy!

Ocknęłam się kiedy coś szarpnęło moim ramieniem. Spojrzałam przerażona, ledwo żywa w prawo, a tam stał rozśmiany tata.

-Ha, ha, ha!- Ziewnęłam przykładając dłoń do ust.

- No chodź już.- Powiedział wyciągając moją torbę z tylnych siedzeń.

-Nie chce mi się. Żółteczko mi jeszcze nie weszło.- Zaśmiałam się układając się do kontynuacji spania na fotelu.

-Ale ty jesteś upierdliwa.- Nagle poczułam jak para silnych ramion mnie podnosi.

-Ja chciałam spać!- Jęknęłam.

-Oh przestań Cindy. Będziesz spać w hotelu. Na łóżku.- Perspektywa łózka faktycznie wydaje się być bardziej wygodna niż siedzenia w samochodzie.

Nim się obejrzałam, a już byliśmy w środku budynku. To znaczy tak czułam po temperaturze jaka mnie otaczała, bo wciąż nie chciało mi się otworzyć oczu.

-Możesz ustać na chwilę o własnych siłach księżniczko?- Szatyn szepnął mi do ucha po czym powoli postawił mnie na ziemi. Otworzyłam oczy i je od razu zamknęłam. Światło z holu jak przepuszczam hotelu. Oślepiało mnie jak cholera. Musiałam kilka razy mrugać żeby w ogóle widzieć gdzie idę, a raczej gdzie idzie Justin. Podążałam zanim potykając się o własne nogi i tworząc dłonią „daszek” nad oczami.

Za dużym białym biurkiem siedziała recepcjonistka. Wydaje mi się, że mój ojciec był tu częstym gościem, ponieważ kobieta kiedy zobaczyła mojego tatę od razu wypięła swoje nie za duże piersi do przodu na co prychnęłam. Szatyn również musiał to zobaczyć, bo się lekko zaśmiał.

- Pokój na Justin Bieber.- Oh nie obeszło się bez zalotów mojego ojca. Puścił jej oczko na co zaczerwieniła się jak burak. Jej szminka na ustach wtopiła się w kolor policzków. Nerwowo wystukała nazwisko w komputerze. Wyglądała na góra trzydzieści pięć lat, a zachowywała się jak dwudziestolatka w pierwszym dniu swojej pierwszej pracy.

-Przepraszam bardzo, że pana nie poinformowana wcześniej, ale nagle w ostatnim pokoju z dwoma łóżkami była awaria. Zostały tylko pokoje z łóżkiem małżeńskim.

O nie, nie. To gdzie ja teraz będę spać?

- To poproszę ten jeden pokój z łóżkiem małżeńskim.

Co? Przysięgam, że jak to usłyszałam od razu całe moje zaspanie zniknęło i już ze szeroko otwartymi oczami patrzyłam na Justina, który się szeroko uśmiechał. To do brunetki za biurkiem to do mnie.
Chwycił kluczyki pośpiesznie od recepcjonistki i ruszył ze swoją i moją torbą do windy.

-Tato!- Nie zatrzymał się.- Justin!

-Tak słońce?

Słońce? Za bardzo słodzi ugh.

-Nie zamierzam spać z tobą w jednym łóżku.- Tupnęłam nogą co wydawało się być zabawne dla szatyna. Dla mnie też by było gdybym nie znajdowała się w tej żenującej sytuacji. Mam spać w jednym łóżku z własnym ojcem?

-No przecież cię nie zjem.- Westchnął.- Może.- To dodał z cwanym uśmieszkiem, a we mnie aż zawrzało. Boże drogi zlituj się.

Drzwi windy się rozsunęły Justin wszedł zapraszając mnie gestem ręki do środka. Weszłam nadal z naburmuszoną miną. Szaty cały czas był nieźle rozbawiony tą sytuacją. Znowu się zaśmiał dzięki czemu zaliczył uderzenie z łokcia w bok. Już mu nie było do śmiechu. Chyba jednak mam trochę siły, bo aż syknął z bólu.

-Nie musiałaś tak mocno.

-Musiałam.- Tym razem ja się do niego triumfalnie uśmiechnęłam.

Wysiedliśmy z windy i ruszyliśmy w poszukiwaniu pokoju numer 269. Kiedy już odnaleźliśmy drzwi do naszego pokoju, w którym jest NASZE WSPÓLNE łózko Justin otworzył, a ja bez słowa ruszyłam do łazienki. Nawet nie zwracając uwagi na to jakie jest wnętrze. Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Gorąca woda spływała po moim ciele. Uspokoiła mnie. Lecz na nowo poczułam nieprzyjemny uścisk w żołądku kiedy sobie uświadomiłam, że moja piżama składa się z czarnych koronkowych majtek i czerwonej bokserki.

Cindy czym ty myślałaś jak się pakowałaś?

Zakręciłam wodę i wyszłam na zimne kafelki. Rozejrzałam się do o koła. Nie było nigdzie moich ciuchów. Brawo Cindy po raz drugi. Uderzyłam się w czoło. Plask odbił się echem po całym pomieszczeniu.

-Wszystko okej?- Usłyszałam głos Justina. Był chyba bardzo blisko drzwi bo go wyraźnie słyszałam.

-Tato.-Ugh jak to dziwnie brzmi.- Zamknij oczy, proszę.

-Czemu?

-No zamknij cholera!

Owinęłam się białym hotelowym ręcznikiem, który nawet nie jestem pewna czy zakrywał mi pośladki. Otworzyłam lekko drzwi wychylając najpierw głowę. Justin siedział na łóżku z przyłożonymi rękami do twarzy. Okej, więc spokojnie mogę podejść do torby, która leży przy szafie.

-Co się stało, że musze teraz jak idiota siedzieć z zasłoniętymi oczami?- Upewniłam się, że nie patrzy i ukucnęłam przy torbie.

-Zapomniałam ciuchów.- Zaraz po tym jak wypowiedziałam te słowa usłyszałam głośne wciągnięcie powietrza. Wstałam na równe nogi i spojrzałam na szatyna. Już nie miał zakrytych oczu. Jego usta były uchylone, a oczy szeroko otwarte. Czułam się zawstydzona? Zawstydzona to mało powiedziane.

 Przecież mówiłam idiocie żeby nie patrzył.

-Miałeś nie podglądać!- Wyrzuciłam ręce w powietrze. Jednak szybko znów złapałam ręcznik. Brakowało mi tego żeby mi on jeszcze spadł. Bez słowa ruszyłam do łazienki się ubrać.
Ubrana usiadłam jeszcze na kafelkach. Musiałam ochłonąć.

 Po kilku minutach wstałam i jeszcze wymyłam zęby i wyszłam z pokoju. Panował półmrok. Jedynie świeciła się mała lampka. Justin leżał lub już spał po prawej stronie. Leżał na samym kraju łóżka. Jeden ruch i może spaść na ziemie. Ostrożnie położyłam się po lewej stronie łóżka i zgasiłam lampkę. Mimo wszystko czułam się niekomfortowo.

 Także przysunęłam się jak najbliżej krańca łóżka. Chyba będzie lepiej jak pójdę spać na ziemie. Ewentualnie na skórzaną kanapę obok komody. Kiedy nie aż tak zły pomysł pojawił się w mojej głowię nagle poczułam gwałtowny ruch na łóżku. Następnie silne ramiona wokół mojej talii, które przycisnęły plecy do ciepłego torsu mężczyzny.

***
Jak Wam się podoba? 

Chciałabym Wam podziękować z całego serca! Wybiło już 1500 wyświetleń! Właśnie z tego powodu dodaje już dzisiaj rozdział w ramach podziękowań :)
Mam do Was małą prośbę. Jeżeli macie swoje blogi moglibyście pomóc mi i wstawić link do tego opowiadania? Bardzo mi zależy żeby go rozsławić.  (lol xd) xxx
O ! I jeszcze przypominam o zakładce "Informowani". Podawajcie tam swoje Twittery lub Aski to będziecie informowani o rozdziałach.

10komentarzy = Nowy rozdział ! :D



niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 1 "Two years later"

Pov Cindy.

*dwa lata później*

Siadając na jednej z drewnianych ławek wyciągnęłam nogi przed siebie. Twarz wystawiłam w kierunku promyków słońca. Czekałam z niecierpliwością na chłopaka o imieniu Mike. Przyszłam na umówione miejsce spóźniona o pięć minut, a jego wciąż nie ma. Z nudów zaczęłam bawić się zapalniczką, która była w mojej kieszeni. Nie wiem skąd się ona tam wzięła, ale przynajmniej mi się nie nudziło. Po tym jak sobie sparzyłam palca ogniem poczułam jak obok mnie siada Mike. Nie musiałam patrzyć aby się upewnić. Pachniał jak zwykle perfumami. Używa zawsze taki sam co mi odpowiada, bo uwielbiam go wąchać. Jakkolwiek to zabrzmiało. Uwielbiam to robić kiedy mnie przytula.

-Hej.- Uderzył swoim kolanem w moje chcąc zwrócić na siebie uwagę.

-Hej.- Odwróciłam się w jego stronę trzymając kciuka w buzi co go rozśmieszyło.- No co się śmiejesz?

-Co ci się stało w paluszek?- Nie odpowiedział mi. Zabrał moją dłoń w swoją przyglądając się palcu.-Wzywamy pogotowie?

Na jego słowa się obydwoje zaśmialiśmy. Bez słowa wdrapałam się na kolana chłopaka. Mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zaciągnęłam się jego zapachem. Brunet zaczął głaskać mnie po plecach tworząc milion przyjemnych dreszczy przebiegających przez mój kręgosłup. Od pewnego czasu zastanawiam się czy on nadal jest dla mnie jedynie przyjacielem. Jestem młoda nie wiem jak to wygląda. Nigdy się nie zakochałam. Mama mi mówiła o tych motylach w brzuchu, które pojawiają się u mnie zdecydowanie za często w towarzystwie Mika. Na samą myśl się uśmiechnęłam. Mama zawsze miała rację.

-Cindy?

-Hm?

-Jak twoje relacje z tatą?

Mieszkam z Justinem już od dwóch lat. W ciągu tych dwóch lat wymieniliśmy może kilka zdań. Czasem go nie widuje przez kilka dni. Nie mogę powiedzieć, że jestem źle traktowana. Dostaję pieniądze, mam dach nad głową i mam co jeść, ale tata wyjeżdżał często bez słowa wracał po kilku dniach, a jak już wrócił spędzał ten czas z kolegami. Na noce przyprowadza sobie kobiety przez które nie mogę sypiać w nocy. Za bardzo głośno krzyczą imię mojego ojca. Nie jestem głupia wiem co oni tam robią i wiem, że szatyn jest zdecydowanie typem dziwkarza.

-Tak jak przez całe dwa lata. Wczoraj wrócił pod wieczór oczywiście z jakąś laską. Dzisiaj rano ją praktycznie wyrzucił.

-Mała wiesz, że gdyby coś było nie tak możesz przyjść do mnie.- Schylił się i potarł mój nos swoim. W tym momencie nasz usta dzieliło kilka milimetrów, a jego oddech uderzał o moją twarz. Moim ciałem zawładnęła kolejna dawka przyjemnych dreszczy kiedy chłopak przyłożył dłoń do mojego policzka i potarł lekko go kciukiem. Zatraciliśmy się oboje w swoich spojrzeniach. Nie zauważyłam kiedy Mike zmniejszył między nami odległość do minimum. Nasze usta się już lekko stykały, a kiedy chłopak położył dłoń na tyle mojej głowy przyciągnął moją twarz do pocałunku. Na początku był on spokojny. Chłopak muskał moje usta, a ja się do niego dostosowałam.  Z czasem stał się on dużo bardziej namiętny. Lecz kiedy poczułam język chłopaka przejeżdżający po mojej dolnej wardze proszący o dostęp do mojego. Oprzytomniałam i przerwałam pocałunek. Obydwoje mieliśmy przyśpieszony oddech.- Coś nie tak?- Brunet zdezorientowany zapytał się próbując wyłapać coś z mojej twarzy. Ja jedynie patrzyłam się na niego z uchylonymi wargami.

-Nie powinniśmy.- Zeszłam z jego kolan siadając obok. Zdenerwowana patrzyłam na czubki trampek.

-Czemu niby? Cindy bo ja..-Chłopak jak nigdy jąkał się. Ledwo go rozumiałam.

-Mike przepraszam. Muszę iść.- Przerwałam chłopakowi i pośpiesznie wstałam z ławki i pobiegłam w stronę swojego mieszkania. Słyszałam jak woła moje imię, ale postanowiłam to zignorować i przyśpieszyć bieg.

Do domu dotarłam szybko. Pomimo tego, że byłam już z dala od Mike i już mi nie groziło, że mnie dogoni biegłam pod same drzwi. Zdyszana ściągnęłam buty i włożyłam do szafki, a kurtkę zawiesiłam na wieszaku. Po takim wysiłku potrzebowałam wody. Skierowałam się do kuchni. Po drodze usłyszałam głosy. Mojego „ojca” i bardzo mi dobrze znany głos jego przyjaciela Jake’a. Śmiali się, a w tle było słychać mecz lecący w telewizorze. W lodówce nie znalazłam wody. Był jedynie sok. Miło ze strony taty, że zrobił zakupy, naprawdę.

Moim marzeniem jest aktualnie żeby móc przechodzić do swojego pokoju bez pomocy schodów. Schody znajdują się w salonie, a tam zazwyczaj jest posiedzenie kumplów taty. Zawsze są komentarze na temat mojego wyglądu. Są one pozytywne jednak cholernie mnie irytują. Mają po trzydzieści lat, ja piętnaście. Czy to nie jest pedofilia?

Kiedy weszłam do salonu dwie pary oczu odwróciły się w moją stronę.
- Ładnie dziś wyglądasz.- Pierwszy odezwał się Jake puszczając do mnie oczko. Kiedy spojrzałam na swojego ojca kiwał głową i „obczajał” mnie wzrokiem. Byłam ubrana w dość obcisłe jeansy i biały koronkowy crop top. Włosy, które sięgały już prawie do pasa same wymyślały położenie i zmieniały je z każdym moim krokiem. Nie lubię wiązać włosów. Uważam, że mnie to pogrubia.

-Popieram. – Moja szczęka opadła kiedy usłyszałam to z ust mojego taty. Nigdy powtarzam NIGDY nie odezwał się do mnie dobrowolnie typu „ Co tam?” . Tylko wtedy kiedy musiał mi dać pieniądze lub o czymś poinformować. Przez całe dwa lata odkąd z nim mieszkam mam wrażenie, że wszystko co robi, robi jedynie z przymusu. Oczywiście chciałabym móc dodać, że zawsze na mnie patrzył pogardliwie. Jakbym mu życie zniszczyła, a to przecież on sam wpierdolił swojego plemnika do mojej matki.

-Yyy.- zaczęłam się jąkać. Bo co ja mam im powiedzieć?- Dzięki? –Nie czekałam na żadną reakcje z ich strony. Od razu pobiegłam na górę do swojego pokoju. Weszłam do niewielkiego kwadratowego pomieszczenia. Usiadłam przy biurku i wyciągnęłam książki, które będą mi potrzebne na jutro do szkoły i odrobiłam lekcję. Najgorsze było zadanie z matematyki odkąd pamiętam miałam z tym przedmiotem wielkie problemy. Umiem wszystkie definicje na pamięć, ale kiedy mam pod wzór podłożyć liczby staje się to czarną magią. Nie tylko ja tak mam prawda?

Po skończeniu odrabiania zadania domowego weszłam do swojej garderoby po coś w czym mogę spać. Padło na koszulkę Mike, którą mi kiedyś dał i czerwone koronkowe majtki. Przeważnie ciuchy pozwalam wybierać mojej przyjaciółce Aleshy. Nawet bieliznę. Ma naprawdę dobry styl.

Pod prysznicem rozkoszowałam się gorącą wodą spływającą po moim ciele. Wcierałam w siebie żel pod prysznic o zapachu arbuza. Całą łazienkę wypełnił zapach soczystego arbuza. Pukając ciało z piany uważałam żeby nie zamoczyć włosów, które spięłam w luźnego koczka. Wychodząc z kabiny syknęłam kiedy ogarnęło mnie niesamowicie zimne powietrze. Wytarłam się pośpiesznie żeby jak najszybciej być już w swoim łóżeczku i przykrywać się pierzyną po same uszy. Ząbki umyte, włoski rozczesane, ubrana, pachnąca wskoczyłam do swojego królestwa.

Sen nie przychodził mi tak szybko jak chciałam. Przewracałam się z boku na bok szukając wygodnej pozycji. Odkrywałam jedną nogę, dwie, całkiem zrzuciłam pierzynę z łóżka, przykryłam się po uszy. Wszystko mi nie pasowało. Męczyłam się już tak od godziny. Jak byłam mała i nie mogłam usnąć mama kazała mi pić szklankę mleka. Nie pamiętam czy to działało, ale warto spróbować.

Nie wiedziałam czy tata jest w domu, ale na wszelki wypadek próbowałam iść najciszej jak się da. Schodki przeskakiwałam co drugi. Uważałam żeby nie nadepnąć na te, które wydają z siebie dźwięk. Kiedy dotarłam do kuchni niczym żółw ninja przypomniałam sobie o tym, że prawdopodobnie nie ma mleka w lodówce, ponieważ kiedy ostatni raz ją odwiedzałam znalazłam tylko sok. Licząc na cud, że mój wspaniały (wyczujcie sarkazm) tatuś jednak zrobił zakupy zajrzałam do niej, a tam co? Cała lodówka jedzenia! W tym mleko! Z uśmiechem na ustach odwróciłam się w stronę blatu aby nalać sobie w spokoju. Powtórzę. W SPOKOJU mleka. Jednak mój spokój przeszkodził mężczyzna nazywany moim ojcem. Opierał się o blat z założonymi rękoma na piersi. Przestraszyłam się na jego widok. Przecież go nawet nie słyszałam kiedy wchodził.

-Czemu się tak uśmiechałaś do lodówki?- Zaśmiał się kiedy ja nadal stałam na środku z mlekiem zdezorientowana.

-Ucieszyłam się jak zobaczyłam mleko.-Nie wiem skąd to się wzięło, ale ja także się zaśmiałam. Muszę zapamiętać ten dzień.

-Musisz częściej się uśmiechać. Masz piękny uśmiech.- Zamurowało mnie dosłownie. Przysięgam, że widziałam jak puszczał do mnie oczko. Na moje policzki wpełzł bardzo szybko rumieniec. Nie byłam przyzwyczajona do komplementów choć słyszę je często na przykład od Mike.- Chyba częściej powinienem mówić ci komplementy. Uroczo się rumienisz.- Podszedł do mnie i założył kosmyk włosów za ucho, które opadły kiedy spuściłam głowę w dół.

-Wiesz ogólnie to do mnie nie mówisz.-Odłożyłam mleko na blat. Nagle we mnie zebrała się złość z nieokreślonego powodu.-Więc co? Teraz super tatuś?

-Nie no wiesz kurwa wcale nie musimy rozmawiać jak nie chcesz.- Z każdym słowem podnosił głos. Przez co zaczynałam się go bać.- Pomyślałem sobie, że skoro mieszkasz ze mną jebane dwa lata to trzeba się już ogarnąć i zacząć normalnie gadać! Plus oczywiście jesteś moją córką do chuja, a czasem to nie oznacza, że powinienem przynajmniej z tobą rozmawiać?

-Czy ja ci bronie?- Zaczęłam spokojnym głosem, aby chociaż trochę rozładować napięcie między nami.- To ty się nie odzywałeś. Ignorowałeś mnie. Po prostu mnie to zaskoczyło, okej?-Mężczyzna stał wpatrując się we mnie.

-Przemyślałem sobie kilka spraw i chce być lepszym ojcem.- Podszedł do mnie o krok bliżej, a ja instynktownie cofnęłam krok do tyłu.

-Czyli co? Mam zapomnieć kiedy przez dwa lata traktowałeś mnie jak śmiecia we własnym domu?- Wyrzuciłam zirytowana ręce w powietrze. Mało brakowało, a Justin dostałby w twarz.

-Przepraszam Cindy. Możesz zapomnieć? Proszę?- Zrobił oczy na „szczeniaczka”. Aww wyglądał cholernie uroczo.

-Myślę, że tak. W końcu potrzebuje ojca.-Westchnęłam.

-Wiesz co? Przytuliłbym cię, ale za cholerę nie wiem jak to się robi.- Powiedział lekko zmieszany, a mi przysięgam wyszły oczy jak pekińczykowi.

-Jak to nie wiesz jak to się przytula?- Zaśmiałam się kładąc mleko na blat.

-Po prostu. Nigdy tego nie robiłem.- Wzruszył ramionami. Podeszłam do niego kiedy on był zaciekawiony czubkami swoich butów. Stanęłam naprzeciwko niego biorąc jego dłonie z kieszeni. Były duże i takie cholernie…podniecające. Ugh Cindy to twój ojciec. Położyłam je na wcięciu w mojej talii, a sama objęłam szatyna w pasie przytulając głowę do jego piersi. Był dużo wyższy ode mnie. Pachniał cholernie dobrze. Przysięgam, że lepiej od Mika. Mężczyzna chyba załapał o co chodzi w tym całym przytulaniu. Włożył głowę między moje włosy, a uścisk w talii wzmocnił.

-Ładnie pachniesz.-Poczułam jego gorący oddech na swojej szyi.- Podoba mi się to całe przytulanie…córeczko.- Na ostatnie słowo obydwoje się zaśmialiśmy. Brzmiało dziwnie w jego ustach. Osunęłam się od niego. Dopiero teraz zauważyłam, że był ubrany jakby miał zaraz wyjść.

-Idziesz gdzieś?- Zapytałam kiedy doczekałam się momentu, w którym nalewam w końcu mleko do szklanki.

-Właściwie to.- Odchrząknął.- Jadę do Los Angeles.- Zainteresowana tym co mówi odwróciłam się w jego stronę popijając mleko. Nic nowego, że gdzieś wyjeżdża.

-Ta, przyzwyczaiłam się.- Powiedziałam z nutą irytacji w głosie.

-To może chcesz pojechać ze mną? Nie chce żebyś siedziała cały czas sama w domu.

***
Więc oto pierwszy rozdział! Jak Wam się podoba?

Komentujesz=Motywujesz :)


/PYTANIA/